czwartek, 29 maja 2014

Gdzie jest kierownik czyli mrzonki budowlane



Wydawało się, że nastąpił przełom, że coś drgnęło. Umówiono mnie na spotkanie z kierownikiem budowy. Jakby nie było, z ważną personą na naszym „placu budowy”.
Tylko chyba zapomniano umówić jego ze mną. Po półtorej godzinie czekania stan mojego zagotowania był bliski wybuchu. A kierownika nie było.
Pojawił się za to ekspert w dziedzinie systemów grzewczych, chłodzących i elektrycznych.
Też dobrze, bo od stycznie dzielnie pracuje nad projektem tychże instalacji w „naszym domu”. Na razie nic z tego nie wynika.
Natknięcie się na mnie, czyli ucieleśnienie poirytowania i wkurzoności nie należało do przyjemnych.
Chłop był bogu ducha winien (przynajmniej w kwestii kierownika budowy) ale za to okazał się skarbnicą wiedzy na temat kolejnych formalności.
Cóż, kiedy po wyjawieniu mi tajemnic dotyczących punktu pierwszego i najważniejszego czyli zgłoszenia rozpoczęcia budowy i uzyskania warunków elektrycznych na czas budowy, utknęliśmy w miejscu. Żeby przejść do drugiego punktu potrzebny nam jest kierownik budowy. Czyli ten, którego nie ma.
Ilość osób przy stole z projektami, zapiskami i karteluszkami rosła. Doceniałam to, że każdy próbował dorzucić dobrą radę od siebie. Padały nawet konkrety, w stylu „jesienią dom będzie stał pod dachem”. Lub „od wiosny można będzie dopieszczać środek”. Pozwoliłam sobie na powątpiewanie.
Jeżeli dziś na miejscu naszego przyszłego domu spokojnie pasą się sarny a pod ich nogami plączą się bażanty, to wybaczcie, ale jesień kojarzy mi się z grzybami a nie kładzeniem dachówki.
Skoro niewiele mogłam na to poradzić, słuchałam, złość mi przeszła, nawet lekki powiew optymizmu poczułam. Taka jestem łatwowierna. A pozytywne podejście do życia powinnam sprzedawać na kilogramy.
Trzy tony dokumentów, które nawiozłam na spotkanie zostało mi odebrane z zapewnieniem, że spoczywa w odpowiednich rękach.
Kluczowa postać pierwszego aktu tego dramatu czyli kierownik budowy zostanie podobno wzięta w obroty.
Wydaje mi się, że dopóki konkretne nazwisko nie będzie odpowiedzialne personalnie (pod groźbą zakopania w lesie) za realizację kolejnych punktów, to nasz dramat zmieni się w komedię lub co gorsza w tragedię.



Póki co pada deszcz. Trawa rośnie jak na sawannie w porze deszczowej. Truskawki przedzierają się przez chaszcze z podziwu godną determinacją. Wyszło na moje, bo na sto procent zdążą dojrzeć.
Pomidory posadziłam w donicach, ale myślę, że i one dojrzałyby pod folią.



Zamiast dziennika z placu budowy powinnam pisać notatki ogrodniczo sadowe.

2 komentarze:

  1. Lepsze notatki ogrodniczo zadowe niż martwa cisza przed burzą.Czekam na ciąg dalszy i trzymam mocno ckiuki za pozytywny rozwój wydarzeń.Pozdrawiam cieplutko:)))

    OdpowiedzUsuń
  2. Z pamietnika ogrodnika tez byloby dobrym pomyslem na bloga.

    Trzymam kciuki za odnalezienie kierownika budowy!

    OdpowiedzUsuń