Dobra. Koty nakarmione, kawa zaparzona,
MMŻ na razie daleko. Czas wziąć się za nadrabianie zaległości.
Niedługo miną trzy miesiące od
ostatniego wpisu.
Im więcej czasu upływa, tym mniej
chce mi się pisać. To jak z odrabianiem pracy domowej w czasach
szkolnych. Wymyślało się niezliczone ilości pretekstów, żeby
tylko nie brać się do roboty.
Jednak sama sobie obiecałam, że
doprowadzę ten dziennik do końca. A obietnic należy dotrzymywać.
Nawet tych składanych samej sobie.
Od pierwszej mojej notatki diametralnie
zmieniliśmy kierunek naszych działań.
Budowa domu odpłynęła w siną dal.
Po głębokiej zapaści sytuacja nieco
się uspokoiła. Z budowy szklanej stodoły na wsi rzuciłam się w
wir wyburzania ścian w mieście.
Czas pokazał, że czasami bolesne
decyzje wychodzą na zdrowie.
W raju, w którym miał stanąć nasz
wymarzony dom, pojawili się barbarzyńcy. W porównaniu z nimi
stada dzików, rujnujące nasze wypielęgnowane hektary, okazały się
nic nie znaczącym drobiazgiem.
Wybudowanie w parku krajobrazowym,
gdzie jak okiem sięgnąć zielono i zielono, dwumetrowego betonowego
płotu przerosło moją psychiczną odporność.
Nie spodziewałam się takiej
apokalipsy kiedy pojechałam do domu na końcu na inspekcję.
Kilkadziesiąt drzew padło, dzikie róże poległy, żwir, piasek i
błoto dookoła. Stałam i płakałam jak dziecko.
Nawet nie jestem w stanie sobie
wyobrazić jak będzie wyglądała wiosna.
Jedyną (marną) pociechą, jest to, że
wcześniej sami zrezygnowaliśmy z mieszkania na stałe za miastem.
Gdyby teraz okazało się, że zamiast
widoku na modrzewie mam widok na betonowego potwora, to chyba do dziś
bym płakała.
Wiara w człowieka zniknęła razem z
dzikimi różami.
A co w mieście?
Wygrałam zakład, że do 1 marca nie
będę mieszkać w remontowanym domu. Przebiedowałam kolejne Boże
Narodzenie w mieszkaniu pieszczotliwie nazywanym „Nora”
(Weasley'owie byliby zadowoleni). Kiedy wyjeżdżałam na Nowy Rok do
Londynu, rozgrzebane mieszkanie spało snem zimowym.
Kiedy wróciłam, jak za dotknięciem
czarodziejskiej różdżki wszystko się zmieniło. I tak jest do
dziś.
Dla porównania zdjęcia z początku stycznia i z lutego.
Następnym razem opowiem jak wyglądały
ostatnie dwa miesiące.
A jednak sie cos dzieje :))
OdpowiedzUsuń