Dziś słów kilka o naszym przyszłym
lokum
Dawno, dawno temu, jeszcze przed
wiekiem XXI był wiek XX. Miał się całkiem nieźle w przerwach
między wojnami, powstaniami i komuną. Ludzie się rodzili,
umierali, domy powstawały, niektóre przetrwały do dziś a po
innych już śladu nie ma.
Zdarzyło nam się żyć pod dość
specyficzną szerokością geograficzną, co nie jest bez znaczenia.
Dbałość o spuściznę, zabytki czy
miejsca po prostu piękne zarówno władza jak i obywatele mieli w
głębokim poważaniu. No cóż, stanie za rolką papieru toaletowego
czy wyrywanie dwudziestu dekagramów metki w sklepie mięsnym
pochłaniało nas do tego stopnia, że podziwianie starych murów
czy wież z zegarem wydawało się wtedy fanaberią.
I tak niszczały w deszczu, słońcu i
przy udanym udziale wandali miejsca, o których dziś już tylko
niektórzy pamiętają.
Całe życie mieszkam na Śląsku.
Zmieniam regularnie miasta, mieszkania, domy ale zasadniczo kręcę
się w promieniu 15 kilometrów.
Znakomitą większość okolicy znam na
pamięć. A skoro znam, to znaczy, że już nie zauważam.
Musi się wydarzyć coś wyjątkowo
spektakularnego aby mnie zatrzymać. Nowe osiedla, zamykane na kłódkę
nie są warte mojej uwagi. Obrzydliwą estakadę, przecinającą
miasto jak machnięcie nożem omijam wzrokiem. Nawet wyremontowana
wygląda jak kiepskiej jakości proteza. Ten, który ją wymyślił i
ten, który ją zaakceptował powinni razem w piekle kamienie
układać.
Te bruki, ta szara kostka, te
obsikiwane bramy...Jak do tego dodać wyjątkowej urody reklamy,
wieszane gdzie popadnie i niezliczone ilości śmieci, to obraz mi
się maluje dołujący.
Na szczęście nie każdy kawałek
zielonej trawy i nie wszystkie drzewa zostały zauważone przez
niszczycieli. Co nieco się uratowało. Znajdą się nawet wariaci,
którzy sami sadzą pod oknami krzaki róż i sieją maciejkę.
Jest nadzieja, że oprócz pięknych
dróg, zjazdów z autostrad i sklepów gigantów ktoś pomyślał o
trawie.
Te małe, pieczołowicie pielęgnowane
kawałki zieleni nie pozwolą zapomnieć dzieciom, że istnieje coś
więcej niż centrum handlowe.
Ciekawa jestem ile czasu musi upłynąć,
żeby zauważyć wokół siebie piękno. Okej, czasami trzeba się
trochę napocić, spojrzeć przymrużonymi oczami albo zadrzeć
wysoko głowę. Ale warto.
Mieszkanie w regionie, który kojarzy
się tylko z brudem, szarością i palącymi opony górnikami nie
jest przeżyciem estetycznym. Ale może być. Trzeba tylko chcieć.
I być upartym. Domagać się, zwracać
uwagę, nie pozwalać na psucie, niszczenie, zaniedbywanie.
Samemu dbać, otaczać opieką i nie
niszczyć. I przede wszystkim nie być obojętnym.
Śląskie miasta są brzydkie.
To pierwsze, co przychodzi do głowy,
kiedy zaczyna się wycieczkę po którymkolwiek z nich.
Jednak trzeba sobie zdawać sprawę, że
to uogólnienie. Tu liczy się szczegół. Co pięknego może być w
nowej drodze szybkiego ruchu? Jej funkcjonalność, przydatność,
prostota. Tyle.
Idzie wiosna i jest to dobry czas by
otworzyć szeroko oczy (ale nie tracić czujności, bo psie kupy
czyhają). Przyjrzeć się starym kamienicom. Zobaczyć w
zaniedbanych ulicach szerokie paryskie aleje. Pewno myślicie:czego
się kobieta najadła? Gdzie ona widzi Paryż?
Pokażę wam, że jest takie miejsce,
które sprawia, że zwalniam krok i chłonę. I wyobrażam sobie jak
by tu wyglądało, gdyby miastem rządził ktoś, kogo można nazwać
gospodarzem.
Z każdym rokiem w przeszłość
odchodzi coraz więcej starych budynków. Nikt nie dba czy mają
swoją historię. Czasy mamy takie, że zamiast naprawiać wyrzucamy.
Ale pewnych klimatów nie da się
odtworzyć. Brakuje w nich ducha.
Kto dbałby o stare kamienice na
Śląsku? W Warszawie – o tak! W Krakowie – proszę bardzo! W
Wrocławiu – jak najbardziej!
Ale w Bytomiu! Chorzowie! Czy tu są w
ogóle jakieś zabytki?
W moim mieście jest ich co kot
napłakał.
Szczęście miał budynek, w którym
obecnie rezyduje władza. Ona dba o swoje.
Kiedy wejdziecie na stronę mojego
miasta znajdziecie dumny spis zabytków.
Przeczytałam go uważnie i
postanowiłam sprawdzić jak miasto dba o swoje perły.
Moje przyszłe mieszkanie mieści się
w jednym z najbardziej okazałych budynków w mieście. Zbudowali go
ludzie, którzy przez dziesięciolecia dawali pracę okolicznym
mieszkańcom.
Budynek stoi w samym centrum i jest
piękny. Ma olbrzymie schody prowadzące..donikąd. Wieżę z
zegarem, który nigdy (jak pamiętam) nie wzbudził niczyjego
zainteresowania i stanął lata temu jak symbol nicnierobienia.
Mieszkania w tym budynku mają ponad
cztery metry wysokości a mury pięćdziesiąt centymetrów grubości.
W częściach klatek schodowych sufit wznosi się na ponad 12 metrów.
Każde mieszkanie jest tutaj inne.
Czytam, że budynek zbudowano
najprawdopodobniej 1863 roku. Kolejna informacja to :znajdują się
tu mieszkania o niskim standardzie.
Najchętniej walnęłabym kogoś w łeb.
W domu takim jak ten, w mieszkaniach takich jak te, cały świat
zrobiłby miód z malinką. Możliwości tego budynku są olbrzymie.
Pokazywano by go jako przykład łączenia tradycji z nowoczesnością.
Chwalono by się nim.
No tak, gdzie indziej może. Ale na
Śląsku? Jeden stary grzmot więcej czy mniej?
Tylko z nim kłopoty, bo to albo rura
ponad stuletnia pęknie, a to dach, zabytkowy, przecieka. Najlepiej
zburzyć dziada i postawić piękny, błyszczący pawilon z
badziewiem.
Wiecie kiedy w moim budynku malowano
ostatnio klatki schodowe? Nie możecie wiedzieć, bo ostatni, który
mógłby pamiętać od dawna nie żyje. A umarł w sędziwym wieku,
wierzcie mi.
Czytam sobie spis zabytków i jak wół
przed malowanymi wrotami, tam przed moimi oczami pięknie układają
się wnioski. W moim mieście jedyne zadbane zabytki to te, należące
bądź do władzy, bądź do kościoła.
Feudalizmem jakimś mi tu śmierdzi.
**
***
* na pierwszym zdjęciu jest znalezisko z naszego mieszkania. Okazało się, że pod kilkunastoma
warstwami farby, do tynku są przyklejone gazety. Niestety zdjąć się ich nie dało. Druk prasował się w tynk. Pozostały mi tylko zdjęcia.
**na drugim zdjęciu widzicie fragment mojego przyszłego miejsca zamieszkania. W jednej z takich baszt przyszło nam się zmierzyć z okrągłą łazienką.
*** trzecie zdjęcie to niszczejący Chorzów, stare i rozpadające się budynki po dawnej rzeźni.
**
***
* na pierwszym zdjęciu jest znalezisko z naszego mieszkania. Okazało się, że pod kilkunastoma
warstwami farby, do tynku są przyklejone gazety. Niestety zdjąć się ich nie dało. Druk prasował się w tynk. Pozostały mi tylko zdjęcia.
**na drugim zdjęciu widzicie fragment mojego przyszłego miejsca zamieszkania. W jednej z takich baszt przyszło nam się zmierzyć z okrągłą łazienką.
*** trzecie zdjęcie to niszczejący Chorzów, stare i rozpadające się budynki po dawnej rzeźni.
No tak. Zamiast zdawać relacje z
kolejnych etapów kładzenia tynków na moje ściany ja ruszyłam w
teren.
Dziś już niech tak będzie, ale
następnym razem przejdę do szczegółów.
Limonko, sama prawda. Ale moze jak narod nasyci brzuszki, zaspokoi potrzeby z dolnych stref piramidy potrzeb to potem otworza mu sie oczy na okolice. I zaczniemy wtedy dbac o estetyke okolicy.
OdpowiedzUsuń