Wybieraliście kiedyś kontakty do
domu? Czy w ogóle zwracacie uwagę na kontakty w ścianie?
Otóż moi kochani sprawa nie jest taka
prosta jak by się wydawało.
Czwarty dzień wybieramy kontakty.
Szczerze mówiąc każda z rzeczy
okazuje się nieprzebranym i bezkresnym oceanem.
Zaraz, zaraz. Na jakim etapie remontu
się zatrzymałam w opisywaniu?
Na powrocie mojej ekipy budowlanej w
okolicy nowego roku.
Tak, kiedy my pojechaliśmy podziwiać
fajerwerki na Tamizą, nasza ekipa wróciła do spraw remontowo
budowlanych.
Z gruzów powstania warszawskiego
zaczęły wyłaniać się zapowiedzi większej optymistycznej
całości.
Wracając do kontaktów, wtyczek,
dziurek na prąd i tym podobnych, na tym polu również można
polec.
Ostatnie weekendy spędzamy dość
podobnie. Najpierw siedzimy w internecie szukając tego lub tamtego a
potem wsiadamy w auto i ruszamy dokonać konfrontacji z realem.
MMŻ dzielnie przez cztery dni, w
każdej wolnej chwili i zazwyczaj nocami wybierał gniazdka.
Pomieszczeń mamy kilka. Sprzętów też
niemało. Każdy powinien mieć swoje dziurki do wypełnienia
wtyczką.
Początek był entuzjastyczny lecz z
każdą dziesiątką obejrzanych kontaktów moje zainteresowanie
tematem malało. Pod koniec drugiego dnia wywiesiłam białą flagę
i zostawiłam MMŻ sam na sam z oceanem hurtowni elektrycznych.
Czwartego dnia mój dzielny Mąż z
dumą oświadczył, że wszystkie 64 gniazdka, wyłączniki, i ramki
zostały wybrane.
Jakież było jego zdziwienie, kiedy
nasz Szef nad Szefy z politowaniem acz krótko uświadomił nam, że
nie każdemu psu Burek. I niekoniecznie to co nam się podoba da się
zastosować w naszych ścianach. Nie będę tajemnicza tylko powiem
od razu. Jest różnica pomiędzy czterema kontaktami tkwiącymi obok
siebie w ścianie, każdy w pojedynczej ramce a czterema kontaktami w
jednej ramce.
Dla mnie różnicy nie było. Cztery
zawsze było i będzie cztery. Ha! Ale nie w przypadku remontu.
Wybrane sztuki trzeba było oddać i
wziąć się za nowe poszukiwania.
Po pięciu dniach słowo „kontakt”
w dowolnej interpretacji działało na MMŻ jak płachta na byka.
Dziś mogę powiedzieć, że daliśmy
radę. Tylko w łazience MMŻ się uparł, że mają być takie a nie
inne i nasz Szef nad Szefy chcąc nie chcąc musiał wyskubywać
centymetr po centymetrze tynk by zmieściły się pojedyncze ramki.
Zachwycony nie był.
Na razie reszta kontaktów leży w
pudełeczkach a dziury wystawiają swoje czułki elektryczne. Kiedy
tylko coś na ścianie się pojawi, to wam pokażę.
Na razie mogę pokazać tylko dobrze
zapowiadające się miejsca na pstryczki i tym podobne.
Od kontaktów już blisko do lamp i
tutaj na szczęście nie pobiliśmy się po raz pierwszy. Może po
prostu byliśmy zmęczeni.
Jak myślicie ile lamp obejrzeliśmy
zanim dokonaliśmy wyboru. Tylko w jeden (długi) wieczór było ich
ponad 23 tysiące!!! Wyobrażacie sobie?
Ale usiedliśmy przed ekranem z
żelaznym postanowieniem, że wybieramy do skutku. Mgliście
wiedzieliśmy czego szukamy więc wydawało się, że nie będzie
trudno. Po pierwszych 15 tysiącach chciało mi się wyć z rozpaczy.
Po siedemnastym tysiącu ogarnęła nas
głupawka i zaczęliśmy się dobrze bawić. A potem już nie
pamiętam.
Następnego dnia lampy zostały
zamówione.
Pytanie moje w związku z tym jest
następujące. Czy my dobrze pamiętamy co wybraliśmy? Bo mam
wrażenie, że na liście znalazły się ze dwa kryształowe
żyrandole!!!
A nasze mieszkanie raczej nie
przypomina Łańcuta.
Jak widzicie remont postępuje w
całkiem dobrym tempie. Kupujemy raz płytki, raz parkiet. Nie jest
nudno.
Moje ceglane ściany pięknieją z
każdym dniem. I pomyśleć, że musiałam stoczyć bój zarówno z
MMŻ jak i Szefem nad Szefami by ocalić te fragmenty XIX historii.
Dzisiaj obaj pękają z dumy nad
czerwoną cegłą i przypisują sobie autorstwo tego pomysłu.
Oj chłopy, chłopy.
Pożegnam się już dzisiaj, bo czas
wyboru farb nadszedł i coś mi mówi, że kolejna małżeńska
potyczka przed nami. Niebieski czy zielony? A może najmodniejsza w
tym roku marsala?
2,
3.
4.
5.
zdjęcie 1: nasz salon z piękną ceglaną ścianą (na niektórych cegłach są odciski palców kogoś kto ciepłe cegły trzymał w dłoniach)
zdjęcie 2: ten
zdjęcie 3: kable wijące się po przedpokoju
zdjęcie 4: przedpokój jakiś czas temu
zdjęcie 5: przedpokój dziś
Jak sie okazuje remont to nie jest prosta sprawa. Juz sam fakt ze gdzies nam w sieci mozna obejrzec 23 000 lamp napawa lekka groza. Ale widac po zdjeciach, ze powoli a na czas :)
OdpowiedzUsuńJa sama wiem, ze remont nie nalezy do milych, do tego nigdy ie jest latwy i przyjemny, ale widac po zdjeciach, ze idzie ku dobremu.Trzymam kciuki.I pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuń