Czas płynie. Nasz Guru zniknął w
tajemniczych okolicznościach. Sprawy może jeszcze nie leżą, ale
stoją na dość słabych nogach.
Nic się nie dzieje. Rzymianie mawiali
„nulla nuova, buona nuova”. Mam wątpliwości.
Chyba przestanę kupować czasopisma
wnętrzarskie. Na razie nie mam co urządzać.
Powrót do miasta przybliża się coraz
większymi krokami. Jedyna nadzieja w pogodzie. Jeśli w październiku
nie skują nas mrozy, to może jakieś prace ziemne się zaczną.
Póki co robię dobrą minę do złej gry.
Czy to zawsze tak wygląda? W swoich
naiwnych planach już widziałam naszą wiejską wigilię w przyszłym
roku. Kiczowaty śnieg sypiący się na sosny. Pierwsza gwiazdka i
ogień w kominku. Wierne psy u naszego boku i szczęśliwe potomstwo
zjeżdżające z różnych stron świata. Zapach karpia, jedliny i my
objęci, szczęśliwi. Kanał „Romantica” w całej swojej krasie.
Dzisiaj widzę jak blednie moja
wigilijna wizja. Napisałam do naszego Guru sarkastycznego maila. Czy
podejmie wyzwanie? Czy mój sarkazm będzie czytelny?
W ramach zajęć terapeutycznych robię zdjęcia.
Limonko nie poddawaj sie! Wiesz, co mowia Anglicy - najciemniejsza jest zawsze godzina przed wschodem slonca. Uszki do gory i rob piekne zdjecia dalej!
OdpowiedzUsuńNo właśnie, nie poddawaj się, nie poddawaj się..walcz, pisz, krzycz, nie wiem co jeszcze..MUSI być odzew i już. No i tutaj też piękna jesień w swoich pięknych kolorach się prezentuje. Jesień...a do zimy jeszcze daleko i..wszystko może się zdarzyć. Trzymam kciuki!:)
OdpowiedzUsuń