sobota, 21 grudnia 2013

Prezent na Boże Narodzenie



Dostaliśmy pozwolenie na budowę.
Na razie telefonicznie, ale wygląda na to, że sprawa doczekała się optymistycznego finału.
Urzędowego.
Od prawdziwego finału dzielą nas tony ziemi, tryliardy betonu, miliony prętów, dziesiątki tysięcy kilometrów kabli, i jeszcze cała masa elementów dziś mi nieznanych.
A pogoda tkwi w swojej łaskawości w jesieni. Założę się, że w momencie, kiedy zamówimy koparkę, to świat zniknie w śnieżnej zawiei.
Jak mówią ludzie rozsądni, szampana możemy włożyć do lodówki ale z otwieraniem poczekamy do chwili, kiedy pozwolenie przyjmie postać bardziej namacalną.

Na razie wesołych i spokojnych  Świąt Bożego Narodzenia.

wtorek, 17 grudnia 2013

Psychoterapia budowlana czyli jak nie zwariować



Wydaje mi się, że każdy wpis powinien się zaczynać od wykrzyknika.
Stanęliśmy na odrolnieniu. Od niego uzależnione było wydanie zezwolenia na budowę. Nie wiem czy śmiać się czy może spektakularnie się załamać. Zaraz wam opowiem moją historię.
Znacie powiedzenie w stylu: mam dwie wiadomości. Jedna jest dobra druga....kuriozalna.
Zacznę od pierwszej. Zmaterializował się projekt fundamentów. Doszliśmy do etapu, na którym niejasne goni tajemnicze.
Zauważyliście, że projekty domów podobne są wykroju np płaszcza czy sukienki? Obejrzałam sobie ów projekt i nic nie zrozumiałam. MMŻ przytomnie zauważył, że to nie ja mam rozumieć a budowlańcy.
Czyli muszę komuś kogo nie znam, powierzyć swój los. Aż mnie dreszcz przeszedł. MMŻ ma o wiele spokojniejsze podejście do tematu.
W każdym razie, fundamenty są. Szczegółowe, z miejscem gdzie coś wchodzi  i coś wychodzi. Jakieś średnice są tam zaznaczane i cała zgraja liczb. Grubość, szerokość, wytrzymałość, nośność.
Teraz wystarczy jedna koparka, trochę desek, z pięć betoniarek i tak zwany dobry początek będzie miał początek.
Zastanawiam się tylko jak 12 metrowe pręty wjadą na naszą polną drogę? Pręty, jak pręty, ale ciężarówka nimi wypełniona. W perspektywie majaczy nawet dźwig, ale perspektywa jest tak mglista, że na majaczeniu na razie poprzestanę.
Krzaki rosą dookoła naszych optymistycznych palików. W miejscu salonu wznosi się nieco nadgryziony wiatrem tunel foliowy. Kiedy pomyślę o pojeździe długości 12 metrów, który jest ciężaru małego miasteczka, to zastanawiam się jak będzie to nasze urocze miejsce wyglądało mokrą wiosną. I czy akcja "dźwig, koparka i spychacz" nie zakończy się saperką czyli wykopywaniem sprzętu z błota.
Odwieczny problem "jak zjeść jajko, nie rozbijając skorupki" odezwał się pełnym głosem.
Szkoda bzów do wycięcia i krzaków kaliny. Jakiś dereń się też przyplątał a leszczyna tworzy swoisty żywopłot. Szkoda tych patyków, ale nie można mieć wszystkiego.
Chociaż właściwie, dlaczego nie można? Dlatego, że 12 metrowy potwór z prętami musi mieć miejsce by skręcić. Ale to prozaiczne.
Budowanie domu jest od drugiej chwili samą prozą. Tylko pierwszy moment tzw podjęcia decyzji wionie romantyzmem. Kiedy zwerbalizuje się pomysł, magicznym sposobem przeskakujemy proces tworzenia a skupiamy się na efekcie końcowym. Widzimy biały płotek, pelargonie w oknach i sarny jedzące nam z ręki.
O ludzie! Ale lubimy się oszukiwać. Każdy, kto porywa się na wybudowanie własnego kawałka podłogi powinien najpierw przejść testy psychologiczne. Powinno się sprawdzić jego odporność na stres, głupotę i upór otaczającego świata i poziom optymizmu. Skoro bada się pilotów czy kosmonautów to czemu nie inwestorów? W momencie podjęcia decyzji o zbudowaniu domu wkraczają na tereny nowe, nieznane i zdecydowanie niebezpieczne.
Co powiecie na przykład na taką sytuację.
Dostajemy pismo z Ważnego Urzędu, które nas zawiadamia, że odrolnienie nas nie dotyczy więc sprawa jest niebyła.
Cała akcja zajęła 36 dni, wymagała dwukrotnej wycieczki do Ważnego Urzędu, skserowania kilkunastu dokumentów i wyrwania z norki architekta.
Moja reakcja jest taka:!!!!!!!!!!!!!
Kto domagał się uzupełnienia wniosku o odrolnienie?
Ważny Urząd.
Kto był dumnym posiadaczem wiedzy tajemnej na temat tego, czy nasza ziemia powinna być odrolniona?
Ważny Urząd.
Kto wysłał do nas pismo, że odrolnienie nas nie dotyczy?
Ważny Urząd.
To po jaką cholerę wysyłać do nas pismo wzywające do odrolnienia czegoś, co nie musi być odralniane? Jakimś Monthy Python'em to pachnie. Czy urzędnicy mają poczucie humoru?
Rozumiecie coś z tego?
Oprócz obowiązkowego kierownika budowy powinien być obowiązkowy terapeuta w zakresie budownictwa. Pomagał by inwestorowi, bez mrugnięcia okiem,  przyjąć  do wiadomości wszelkie absurdy.
Amen


To maszyna do pobierania próbek gruntu. Półtorej metra pod naszymi nogami rozpościera się park jurajski, przynajmniej tak twierdzi geolog.

poniedziałek, 2 grudnia 2013

Czarna urzędowa dziura i owoce jałowca



Jedyne co nam się udało to pogoda. Niestety nie mieliśmy na nią żadnego wpływu. Rozgrywka urzędnik – inwestor ciągle się toczy ale już wiadomo, że inwestor nie odrobi strat. Pozwolenia jak nie było, tak nie ma, choć wszyscy w Najważniejszym Urzędzie zapewniają, że wszystko jest na najlepszej drodze.
Tylko do czego?
Utknęliśmy na odrolnieniu. Po drodze zgubił się w przepastnych czeluściach szuflad jakiś mój podpis. Miał być a nie ma. Ciekawe, że ten brak wypłynął po dwóch tygodniach od złożenia wniosku. W momencie jego składania, po kilkakrotnym wysłaniu nas po ksero n..tego dokumentu i kilkunastokrotnym sprawdzeniu przez Upoważnionego Urzędnika każdego papierka z osobna, wszystko było w jak najlepszym porządku. I kiedy nasza czujność została uśpiona i pozwoliliśmy sobie na umiarkowany optymizm, zabrakło mojego podpisu.
Nie wiem czy śmiać się, czy założyć zbroję i rozpocząć szturm.

Zaczął się grudzień. Chyba daruję sobie wycinanie krzaków a zajmę się robieniem stroików świątecznych. Zamiast wyznaczania drogi dla betoniarki wyznaczę sobie plan prac przedświątecznych. Kopać i tak już w tym roku nie będziemy, chyba, że skopiemy komuś cztery litery.

Pogoda jakby z nas kpiła. Wyobrażam sobie jak stoi podparta pod boki i leniwie dłubie małym palcem lewej nogi w igliwiu: ”I po co wam moja życzliwość? Nie potrzeba klęsk żywiołowych i siarczystych mrozów. Wystarczy polski urzędnik i wszystko będzie jak trzeba. Czyli pod górkę. Urzędnik jest równie skuteczny jak tornado, potop i klęska suszy. I jakże skuteczny w utrudnianiu. A ja czekam. Czekam na moment, kiedy wszystkie biurokratyczne przeszkody już pokonacie. Wtedy do akcji wkroczę ja.



Po co więc zagryzać palce i pić hektolitry melisy po kolejnej wymijającej odpowiedzi. Lepiej nazbierać szyszek, zrobić wianek na stół lub nazbierać owoców jałowca do pasztetu na święta.

Ciekawe kiedy będę miała do powiedzenia coś bardziej budującego.