środa, 4 marca 2015

Sprawy stare, sprawy nowe czyli jak się nie załamać



Dobra. Koty nakarmione, kawa zaparzona, MMŻ na razie daleko. Czas wziąć się za nadrabianie zaległości.
Niedługo miną trzy miesiące od ostatniego wpisu.
Im więcej czasu upływa, tym mniej chce mi się pisać. To jak z odrabianiem pracy domowej w czasach szkolnych. Wymyślało się niezliczone ilości pretekstów, żeby tylko nie brać się do roboty.
Jednak sama sobie obiecałam, że doprowadzę ten dziennik do końca. A obietnic należy dotrzymywać. Nawet tych składanych samej sobie.
Od pierwszej mojej notatki diametralnie zmieniliśmy kierunek naszych działań.
Budowa domu odpłynęła w siną dal.
Po głębokiej zapaści sytuacja nieco się uspokoiła. Z budowy szklanej stodoły na wsi rzuciłam się w wir wyburzania ścian w mieście.
Czas pokazał, że czasami bolesne decyzje wychodzą na zdrowie.
W raju, w którym miał stanąć nasz wymarzony dom, pojawili się barbarzyńcy. W porównaniu z nimi stada dzików, rujnujące nasze wypielęgnowane hektary, okazały się nic nie znaczącym drobiazgiem.
Wybudowanie w parku krajobrazowym, gdzie jak okiem sięgnąć zielono i zielono, dwumetrowego betonowego płotu przerosło moją psychiczną odporność.
Nie spodziewałam się takiej apokalipsy kiedy pojechałam do domu na końcu na inspekcję. Kilkadziesiąt drzew padło, dzikie róże poległy, żwir, piasek i błoto dookoła. Stałam i płakałam jak dziecko.
Nawet nie jestem w stanie sobie wyobrazić jak będzie wyglądała wiosna.
Jedyną (marną) pociechą, jest to, że wcześniej sami zrezygnowaliśmy z mieszkania na stałe za miastem.
Gdyby teraz okazało się, że zamiast widoku na modrzewie mam widok na betonowego potwora, to chyba do dziś bym płakała.
Wiara w człowieka zniknęła razem z dzikimi różami.
A co w mieście?
Wygrałam zakład, że do 1 marca nie będę mieszkać w remontowanym domu. Przebiedowałam kolejne Boże Narodzenie w mieszkaniu pieszczotliwie nazywanym „Nora” (Weasley'owie byliby zadowoleni). Kiedy wyjeżdżałam na Nowy Rok do Londynu, rozgrzebane mieszkanie spało snem zimowym.
Kiedy wróciłam, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki wszystko się zmieniło. I tak jest do dziś.
Dla porównania zdjęcia z początku stycznia i z lutego.
























Następnym razem opowiem jak wyglądały ostatnie dwa miesiące.

1 komentarz: