Moją drogę od sprzedaży domu trzy
lata temu do powieszenia kapelusza w nowym domu mogę spokojnie i bez
przesady nazwać drogą niespełnionych obietnic, niedotrzymanych
terminów, odwlekanych decyzji.
Przybyło mi na pewno siwych włosów,
zrewidowałam swoje naiwnie optymistyczne sądy o ludzkości i
zyskałam pewność, że czego jak czego ale pracy w naszym kraju nie
brakuje. Chęci do pracy i owszem, ale pracy absolutnie nie.
Wszystko co mogło w tym czasie pójść
nie tak, dokładnie poszło nie tak. Każdy z terminów okazał się
czystą abstrakcją a ceny podawane na początku nijak miały się do
rachunków końcowych. Nic nie kosztowało mniej, zawsze więcej. Nic
nie stało się wcześniej, zawsze później.
Nikt nie zaskoczył mnie pozytywnie, a
całą masa tzw”fachowców” rozczarowała.
Począwszy od pań projektantek, które
wszystko wiedziały lepiej i każdą moją próbę dorwania się do
głosu kwitowały kwaśną miną. Po trzech spotkaniach wiedziałam,
że z tego związku nic nie będzie i usiadam nad planowaniem sama.
Skarbem na miarę grobowca Tutenchamona
okazał się zaprzyjaźniony fachowiec. Nie dość, że miał głowę
na karku, chęć do pracy, to jeszcze kipiał dobrymi pomysłami.
Wtedy jeszcze nie wiedziałam, że mam do czynienia z fachowcem
widmem.
Co prawda miał unikatową zdolność
do rozpraszania się innym przedsięwzięciami i znikaniem na pół
roku, ale moja wiara w niego była niezachwiana.
Wiecie jak to jest ze zjawami.
Pojawiają się i znikają.
Przyszedł jednak moment, kiedy mój
fachowiec zniknął na dobre i wcale nie zamierzał wracać, bo już
pochłonęło go coś nowego.
Rozumiem, ma facet duszę artysty i
niespokojnego ducha. Ale co ja teraz zrobię z rozgrzebanym remontem.
Gdzie szukać rozwiązań, które siedziały tylko w głowie artysty
widma?
Teoretycznie wszystko wyglądało
optymistycznie. I właściwie zmierzało do dobrego punktu czyli
przysłowiowego powieszenia kapelusza na wieszaku.
Ale diabeł tkwi w szczegółach.
Prysznic nie podłączony, z centralki elektrycznej sterczą kable i
tylko geniusz byłby w stanie połączyć ten kabel z tamtym
włącznikiem. Półeczka w łazience kłuje palce i grozi kontuzją.
Parkiet sterczy w jednym miejscu jak...wykrochmalony kołnierzyk.
Drobiazgi z gatunku: przedłużenie
kabli do lamp czy założenie karniszy są niczym w stosunku do
podłączenia pralki czy lodówki. No i czeka ściana w łazience.
Nie zagospodarowana, czysta, dziewicza. Zupełnie nie taka, jak
powinna być.
Nie mówcie mi, że siwe włosy nie są
usprawiedliwione.
Ja należę do tego gatunku ludzkości,
który nie czeka aż coś za niego zrobią, tylko bierze sprawy w
swoje ręce.
I wzięłam.
I dobrze ze wzielas bo to Twoj, Wasz magiczny dom, ktory bedzie taki jak WY chcecie. I tak trzymac, a ja czekam na ciag dalszy i zycze sil i wszystkiego dobrego!!
OdpowiedzUsuńPiękna ceglana ściana :)
OdpowiedzUsuń